Za dwa miesiące starszy syn odbierze swoje pierwsze świadectwo. Skończy się pierwszy rok przygody z nauczaniem domowym. Co jest oczywiście tylko skrótem myślowym, bo uczyliśmy się i zdobywaliśmy doświadczenie w wielu miejscach. Teraz przyszedł czas na podsumowanie. Jak edukacja domowa sprawdziła się u nas? Zacznę jednak od początku.
Dlaczego rodzice decydują się na edukację domową?
Na to pytanie odpowiem Ci z naszej perspektywy, ponieważ powodów, dla których rodzice wybierają homeschooling, jest mnóstwo. Pomysł, by edukacja domowa stała się naszą alternatywą dla edukowania dzieci, zrodził się w naszej głowie już kilka lat temu. W szkolnictwie zawsze brakowało mi indywidualnego podejścia do ucznia. Świadoma kompetencji i umiejętności swoich dzieci, ale i zauważanych trudności (m.in. deficyty uwagi) szukałam optymalnego rozwiązania w tradycyjnym szkolnictwie, biorąc pod uwagę nawet szkołę prywatną czy czasochłonne dojazdy do placówki spoza rejonu. Jednak strajki nauczycieli, a chwilę później nauczanie zdalne zbliżało nas bardziej do podjęcia jednoznacznej decyzji. Częste podróże i aktywny sposób spędzania czasu przeważył szalę na korzyść edukacji domowej.
Edukacja domowa i wszelkie formalności z nią związane
Nauczanie domowe może rozpocząć dziecko podlegające obowiązkowi szkolnemu (które kończy w danym roku kalendarzowym 7 lat), obowiązkowemu przygotowaniu przedszkolnemu (zerówka), ale i każdy uczeń w dowolnym momencie edukacji. W edukacji domowej uczestniczy się do ukończenia 18 roku życia, czyli do momentu wynikającego z przepisów prawa, które mówią o obowiązkowej edukacji między 7. a 18. rokiem życia. Co ważne, w dowolnym momencie można również przerwać nauczanie domowe i dołączyć do tradycyjnej szkoły w rejonie czy w placówce prywatnej. To wygodna opcja, zapewniająca bezpieczeństwo psychiczne rodzicom, którzy obawiają się, czy taka forma nauczania spełni się w ich rodzinach i czy podołają obowiązkom, jakie świadomie deklarują się spełniać. Nie ukrywam, że świadomość posiadania możliwości powrotu do szkoły stacjonarnej w razie porażki edukacyjnej w domu była dla nas ważna i zdaję sobie sprawę, że innym rodzicom ewentualna opcja powrotu może pomóc podjąć decyzję o przystąpieniu do domowego nauczania — na zasadzie, nie mamy nic do stracenia, spróbujemy!
Dziecko uczące się w edukacji domowej zapisane jest do konkretnej szkoły. W lipcu 2021 roku na mocy nowelizacji ustawy zniesiono obowiązek rejonizacji oraz dostarczania opinii Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, dzięki czemu dziś wystarczy tylko wybrać dowolną szkołę realizującą taką formę edukacji domowej. My zdecydowaliśmy się na szkołę przyjazną edukacji domowej spoza rejonu. Wybór placówki zabrał nam sporo czasu, ale trzeba Ci wiedzieć, że prócz rejestracji, szkoła (jeśli jest do tego odpowiednio przygotowana) organizuje różnego rodzaju warsztaty tematyczne dla uczniów, konsultację z nauczycielami, spotkania, wycieczki, zloty, ale i zapewnia dostęp do różnego rodzaju materiałów. Nie wspominając o tym, że może wziąć na siebie biurokratyczne obowiązki związane z uskutecznianiem edukacji domowej dziecka.
Wszelkie formalności dopełniliśmy elektronicznie. Wypełniony i podpisany formularz przesłaliśmy do wybranej szkoły. Formularz zawierał:
– ankietę zgłoszeniową,
– podanie,
– oświadczenie dotyczące miejsca zamieszkania,
– oświadczenie dotyczące zapewnienia warunków do kształcenia,
– oświadczenie dotyczące egzaminów (zobowiązanie do przystąpienia przez dziecko do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych).
Do dokumentów dostarczanych szkole należy dołączyć jeszcze zdjęcie do legitymacji (w przypadku zerówki nie ma takiej potrzeby), oryginał świadectwa z ostatniej klasy oraz — jeśli takie zostały wydane — oryginał dokumentów takich jak np. orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, orzeczenie o niepełnosprawności lub opinia o specyficznych trudnościach w nauce (dysleksja, dysgrafia, dysortografia, dyskalkulia).
Po otrzymaniu zezwolenia na realizację przez dziecko obowiązku nauki poza szkołą oraz decyzji w sprawie przyjęcia go do szkoły kończą się formalności związane z włączeniem dziecka w tryb edukacji domowej.
Jakie warunki spełnić musi rodzic, by uczyć dziecko w edukacji domowej?
Formalnie od rodzica lub opiekuna prawnego nie wymaga się posiadania pedagogicznego wykształcenia czy kursów w tym zakresie. Ministerstwo Edukacji zakłada, że wiedza, doświadczenie i zdolności wychowawcze każdego dorosłego wystarczą, by pomóc swojemu dziecku realizować obowiązek szkolny w domu. Mają ku temu ‘podkładkę’ w formie oświadczeń deklarowanych podczas zapisu do szkoły. Cała odpowiedzialność za realizowanie podstawy programowej obowiązującej na danym etapie edukacyjnym oraz przystępowanie do egzaminów (i zdawanie ich) klasyfikacyjnych spada na rodzica.
Co pomaga rodzicom realizować edukację domową?
Zaczynając swoją przygodę z edukacją domową, czuliśmy obawy, czy podołamy edukacyjnym obowiązkom. Na szczęście rodzice dzieci realizujących obowiązek szkolny poza szkołą nie są zostawieni bez pomocy.
Po pierwsze, do dyspozycji mają ministerialny dokument dotyczący zakresu realizowanych tematów. To podstawa programowa, czyli zestaw treści nauczania oraz umiejętności, które realizuje się z uczniem w szkole, ale i w edukacji domowej. Treści nauczania podstawy programowej kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej (a nad taką się obecnie pochylamy) bez problemu jest w stanie dziecku przekazać rodzic, bez względu na to, czy z zawodu jest nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej, mechanikiem, informatykiem czy prawnikiem.
Po drugie, dziecku realizującemu obowiązek szkolny w Polsce przysługuje pakiet podręczników. W szkole wystarczy więc złożyć wniosek o wypożyczenie książek, które z początkiem roku szkolnego powinny dotrzeć do ucznia. W każdym razie tak realizowane to było w naszej szkole. Podręczniki (prócz zeszytów ćwiczeń) należy odesłać w czerwcu do szkoły. Książki mogą więc być, choć nie muszą, wyznacznikiem realizowanych celów.
À propos zdobywania wiedzy. Podręczniki zamówiliśmy, skorzystaliśmy kilka razy i odesłaliśmy jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego. Szczerze mówiąc, jeszcze przed rozpoczęciem pierwszej klasy bałam się, czy będziemy wiedzieć, czego syna nauczyć, a książki miały nam w tym pomóc. Oczywiście skrupulatnie (jak to ja) przejrzałam wszystkie książki i ćwiczenia. Okazało się jednak, że ponieważ syn pisał, czytał i liczył już wcześniej, podręczniki spełniałyby tylko formę żmudnego uzupełniania ćwiczeń. U nas więc nie spełniły swojej roli.
Po trzecie, istnieje kilka platform edukacyjnych, które wspomagają rodziców w realizacji treści nauczania z podstawy programowej. My z żadnej nie korzystamy, choć przed zapisaniem dziecka do szkoły rozważaliśmy zapis do placówki, która umożliwia dostęp do platformy. Koniec końców zdecydowaliśmy się na bezpłatną szkołę bez tego rodzaju pomocy. Z perspektywy czasu uważam, że nie jest nam do niczego potrzebna, w każdym razie nie teraz na etapie wczesnoszkolnym. Może w starszych klasach okaże się przydatna, zbierając i porządkując wiedzę ucznia.
Jest wiele platform (np. Platforma edukacyjna Ministerstwa Edukacji i Nauki), stron, aplikacji (np. Squla — mamy abonament i polecamy), które w zupełności wystarczą, by przygotować dziecko do egzaminów klasyfikacyjnych na etapie wczesnoszkolnym.
Sporo sposobów na opanowanie praktycznych umiejętności znajdziecie na blogu. Znacie już 3 szybkie i efektywne sposoby na opanowanie tabliczki mnożenia?
Jak wygląda egzamin na koniec roku?
Egzamin dotyczył edukacji wczesnoszkolnej, języka angielskiego i religii (ta ostatnia nie jest obowiązkowa, należy wcześniej zgłosić taką potrzebę w szkole). Całość odbyła się stacjonarnie w jednej z placówek szkoły. Każdy z nauczycieli pytał, czy chcemy być obecni przy egzaminie. Rodzice mogą towarzyszyć dziecku lub pozwolić mu samodzielnie podejść do egzaminu.
Część pisemna polegała na rozwiązaniu zadań otwartych. Pojawiły się zadania liczenia głosek, liter i sylab, tworzenia i uzupełniania zdań oraz czytania krótkiego tekstu ze zrozumieniem (czyli z odpowiadaniem na załączone do tekstu pytania). Adaś wykonywał również proste obliczenia arytmetyczne, odczytywał godziny, uzupełniał szeregi liczbowe. Opowiadał także o zadaniach związanych z nazywaniem zwierząt gospodarskich i leśnych, miesięcy czy pór roku.
Część usta przypominała raczej chwalenie się (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) swoimi osiągnięciami z minionych miesięcy w edukacji domowej. Adaś przez cały ten czas realizował pewien projekt, więc po prostu opowiadał o nim i dzielił się efektami swojej pracy.
Język angielski i religia również polegały na rozmowach. Nauczyciele sprawdzali zdobytą wiedzę, ale nie na zasadzie odpytywania, a rozmowy.
Po każdej części rozmawiano z nami i przekazywano informacje o postępach w nauce. W przerwach pomiędzy kolejnymi częściami graliśmy w gry planszowe (młodszy syn również był z nami), zajadaliśmy się wspólnie przygotowanymi przysmakami, a nawet mieliśmy okazję posłuchać małego koncertu na kontrabasie (jeden z uczniów szkoły odbywał właśnie ćwiczenia na tym instrumencie). Egzamin śmiało mogę nazwać spotkaniem i świętowaniem naszej wspólnej pracy. Było świetnie!
Zalety i przywileje w edukacji domowej
O bolączkach tradycyjnej polskiej szkoły słyszy się na każdym kroku. Nie będę dolewać oliwy do ognia. Nie byłabym obiektywna, pisząc elaboraty na ten temat, ponieważ w pierwszej klasie starszy syn od razu wskoczył w edukację domową. To raczej zawodowe doświadczenia, praktyka i praca w przedszkolnych i szkolnych placówkach wpłynęła na taką, a nie inną decyzję w kwestii wyboru trybu nauczania. Dziś mogę za to wiele powiedzieć, za co uwielbiamy edukację domową.
Zacznę od spraw bardzo przyziemnych, jak oszczędność czasu i związany z nim brak porannej czy popołudniowej gonitwy, którą pamiętam z czasów przedszkolnych. Nie biegamy rano po domu, by zebrać się do wyjazdu do szkoły, nie stoimy w korkach, nie czekamy na zajęcia. Elastyczne godziny nauki (zależne m.in. od naszej pracy) i zdecydowanie więcej tzw. czasu wolnego to coś, co odpowiada i nam i dzieciom.
Edukacja domowa daje nam możliwość uczenia się poza murami budynku (szkoły, domu), poza biurkiem i nie tylko z książek. Oczywiście syn ma w domu miejsce dedykowane pisaniu, wykonywaniu różnych ćwiczeń czy projektów, ale zdecydowana większość ‘nauki’ odbywa się z dala od stołu, np. w łóżku, na kocu piknikowym na łące czy plaży, w samochodzie, w trakcie spacerów itp.
Tempo nauczania, metody, nawet zagadnienia dostosowujemy do aktualnych zainteresowań synów, dostępnych materiałów (czyli np. wypożyczonych w bibliotece książek, zdobytych poprzez wymianę z innymi rodzinami pomocy edukacyjnych), miejsc, w których obecnie jesteśmy (morze, miasto, góry, zagranica). Krótko mówiąc, staramy się indywidualizować rozwój synów, a edukacja domowa oczywiście temu sprzyja.
Co ważne, nie oceniamy zadań, prac i projektów w kategoriach stopni szkolnych. Wspólnie próbujemy analizować prace, zastanawiać się nad lepszymi (w razie błędów — poprawnymi) rozwiązaniami i wyznaczać kolejne cele do zrealizowania. Brak presji związanej z ocenami, porównywaniem, wyznaczonymi standardami, to jedna z ważniejszy zalet, jaką dla nas ma edukacja domowa. Współgra to z indywidualnym rozwojem syna, podążaniem za jego zainteresowaniami, pasjami — a decydując się na nauczanie domowe, o tym marzyliśmy najbardziej.
Oczywiście pamiętamy o podstawie programowej i śmiało mogę powiedzieć, że jest naszą najważniejszą pomocą podczas organizowania czasu przeznaczonego na naukę. Serio! Uważam, że treści nauczania rozpisane w etapie wczesnoszkolnym czarno na białym dookreślają, jaką wiedzą powinien dysponować uczeń po tym etapie. Jeśli jeszcze nie udało się Ci z nią zapoznać (i to bez względu na to, czy zainteresowany jesteś edukacją domową, czy Twoje dzieci uczęszczają do szkoły) – zerknij i sprawdź sam. Ona wyznacza nam ramy naszych działań, podpowiada zagadnienia do omówienia, sugeruje tematy wycieczek. W praktyce realizujemy to poprzez czytanie odpowiednich książek (a tych u nas w domu nie brakuje), szukanie informacji w internecie, słuchanie różnych podcastów, odwiedzanie różnych wstaw, muzeów itp.
Wiedza wiedzą, ważniejsze są dla nas kompetencje i doświadczenia dzieci. Dlatego tak dużą wagę przykładamy do nauki języków obcych. O tym, jak staramy się wspomóc nasze dzieci w nauce języka angielskiego, pisałam już nie raz na blogu.
Ponadto, poprzez aktywny tryb życia (wędrówki, rower, basen, wspinaczka), ale i podróże (miasta, regiony Polski, ale inne państwa zwiedzamy, będąc w ruchu — trekkingi, pływanie, spacery) skupiamy się przede wszystkim na fizycznym rozwoju, dodatkowo łącząc go z obcowaniem z przyrodą. Oddałabym wiele, by móc każdego dnia uczyć się z rodziną i poznawać świat poza czterema ścianami. I to nie tylko ze względu na efektywniejszą naukę, ale przede wszystkim zdrowie i świetne samopoczucie.
Sport i ruch wiąże się nie tylko ze zdrowiem i życiowymi pasjami. Dla nas stał się okazją do nawiązywania wielu znajomości, czyli kontaktów społecznych, których brak lub zaniedbanie zarzuca się edukacji domowej. Synowie chodzą na zbiorowe zajęcia sportowe i muzyczne i m.in. tam utrzymują relację z rówieśnikami lub dzieci w podobnym wieku. Oczywiście prócz zajęć sportowych, częste pobyty na placach zabaw, wszelkie wycieczki i podróże są dla nas czasem spotkań ze znajomymi, ale i nowo poznanymi rodzinami — znajomości, które nierzadko przeradzają się w zażyłe relacje.
Edukację matematyczną na chwilę obecną realizujemy wyłącznie w oparciu o książki popularnonaukowe, którym daleko do nudnych podręczników opartych na podawczej metodzie przekazywania treści. Listę wszystkich wykorzystywanych w edukacji domowej książek opisałam we wpisie tutaj ⤵️:
Z racji swojego wykształcenia, ale i zamiłowania do sztuki (szczególnie teatru i literatury) staramy się również dzieci otoczyć twórczością artystyczną w różnym wydaniu. Wszystko po to, by dać im możliwość ukształtowania swojego gustu. A ponadto, by czerpały z tego radość — bo udział w spektaklu teatralnym, wysłuchana lub przeczytana opowieść czy chociażby wystawa w muzeum, prócz wzbudzania różnych emocji, jest świetną zabawą — jak zauważamy już teraz — nie mniejszą niż rozrywka na placu zabaw.
O naszej długiej przygodzie z teatrem pisałam we wpisie — Jak wprowadzić młodego widza w świat teatru?
d
Dla kogo jest edukacja domowa?
Odpowiadając najkrócej — nie jest dla wszystkich. Pogodzenie edukacji z pracą zawodową jest dużym wyzwaniem, w naszym przypadku to rezygnacja z pewnych zobowiązań i … jakby to ująć… wyższej logistyki w planowaniu tygodni i miesięcy.
U nas edukacja domowa działa, choć początki nie były łatwe. Wybrana przez nas alternatywa nauczania dla całej rodziny jest niemałą szkołą cierpliwości i samodyscypliny. Jednak włączenie dzieci w organizowanie czasu pracy i swobodnych zajęć to duży krok w dorosłość.
Edukacja domowa to dla nas wolność (m.in. od sztywnych czasowych zobowiązań, rozkładów, programów, mniej ważnych tematów), ale i ogromna odpowiedzialność, a sumując wszystko razem to wielka i wspólna przygoda, którą odbywamy!
Jeśli zastanawiasz się nad edukacją domową i chcesz jeszcze coś wiedzieć, pytaj śmiało w komentarzach na Facebooku i Instagramie. Może uda mi się pomóc. Pamiętaj, że nasze doświadczenia dotyczą edukacji wczesnoszkolnej.