Bystry, dociekliwy, przez niektórych określany mianem wścibski, ośmioletni (później dziesięcioletni) Leon wcielając się w rolę kolejno dziennikarza śledczego, naukowego detektywa i kierownika klasowego projektu, próbuje dociec: “Czy wróżka zębuszka istnieje?, “Skąd biorą się dzieci?” oraz “Po co nam ta szkoła?”. Przy okazji dowiaduje się też wielu skrywanych przez dorosłych prawd. Leon pyta, drąży, bada, szuka, wyróżnia się znakomitą przenikliwością, nieskrępowaną wyobraźnią i sporym poczuciem humoru. Takiego bohatera nie da się nie lubić.
Narrator i główny bohater w jednym
Pierwszoosobowa narracja, a więc ukazanie wydarzeń i emocji towarzyszących Leonowi z perspektywy kilkuletniego głównego bohatera sprawia, że tocząca się fabuła i opowiadane historie są – z punktu widzenia czytelnika – realne, pojawiające się pytania i problemy autentyczne, a wnioski i rozwiązania zagadek mają swoje potwierdzenie w życiu czytających kilkulatków i kilkunastolatków.
Dziecko – pytający odkrywca
Leon umysłem dorównuje nastolatkom, ba niejednemu dorosłemu. Posiada w sobie jednak dziecięca, bo nieskrępowaną kulturą i obyczajami wrodzoną ciekawość świata. Ale uwaga – bo jego skłonność do zadawania pytań, obserwowania, eksplorowania, co więcej negowania, sprawdzania rzeczywistości i opinii zaraża 😉
Dorosły – niedoskonały, ale wiarygodny
Pojawiający się w książce, ale i wspominany w rozmowach ogół dojrzałych wiekiem ludzi to niewyidealizowane postacie, przeciwnie – mylący się nauczyciele, płaczący twardziele, niewiedzący wszystkiego naukowcy, nieśmiałe bankierki czy dokazujący w dzieciństwie poważni dziś urzędnicy. To dorośli strąceni z piedestału powagi i nieomylności. Czasami tylko nieumiejętnie próbujący grać narzucaną przez życie rolę dorosłych. Jednak przez swą niedoskonałość (do której się w większości przyznają) stają się wiarygodni w oczach dzieci.
Myślę, że dorośli mają jak najlepsze intencje. Chcą wychowywać dzieci na porządnych, mądrych ludzi. Tylko czasem zapominają, że sami byli dziećmi, i są trochę za poważni.
… my, dorośli, jesteśmy czasem bardziej dziecinni niż dzieci.
…bycie rodzicem to wielka sprawa. Może i największa w życiu. Rodzice starają się, najlepiej jak potrafią, nie zawsze jednak wszystko im wychodzi.
“Czy wróżka zębuszka istnieje?”
Tytułowe pytanie pierwszej części z cyklu “Leon pyta” okazuje się być początkiem całkiem intrygujących dociekań na temat natury i zachowania dorosłych.
Otóż, kiedy Leonowi wypada pierwszy ząb, mama tłumaczy mu, że w nocy przychodzi po niego tajemnicza wróżka zębuszka, zostawiając w zamian pod poduszką prezent. Faktycznie – Leon zamiast kolejno trzech zębów pod głową znajduje w łóżku samochodziki. Prosty sposób na zdobycie resoraków początkowo wycisza badawczą naturę Leona. Ciekawość i emocje, dzięki którym nie może spać biorą górę po dniu, gdy pojawia się czwarta szczerba. Nocną porą Leon chwyta za rękę… mamę, która jednak odżegnuje się od bycia wróżką i tłumaczy swoją wizytę w pokoju syna zwykłą troską (“Sprawdzałam tylko, czy śpisz.”). Takie wyjaśnienie – rzecz jasna – nie przekonuje ośmiolatka, wręcz przeciwnie rodzi poważne wątpliwości co do istnienia wróżki zębuszki. Leon bierze sprawy w swoje ręce.
Obiecałem sobie, że nie zostawię tej sprawy bez wyjaśnienia. Wiedziałem jednak, że od mamy niczego się nie dowiem. Co mogłem wobec tego zrobić? Długo myślałem i w końcu postanowiłem porozmawiać z innymi rodzicami. Zapytam ich o to, czego nigdy nie powiedzieliby swoim dzieciom. Wyciągnę od nich wszystkie mroczne tajemnice, które od lat przed nami ukrywają. No i oczywiście tę najważniejszą – czy wróżka zębuszka istnieje.
W szeregu przepytywanych rodziców kolegów Leona znajdą się: pani Marta (mama Zosi, trenerka drużyny siatkarskiej), pan Zbyszek (tata Krzysia, pisarz i uniwersytecki wykładowca), pani Weronika (mama Anci i Adka, pracowniczka ogrodu zoologicznego), pani Magdalena (mama Francka, prezes banku), pan Tomek (tata Ady i Adama, strażak). Do grona rozmówców dołączy pani Terenia, która opiekuje się blokiem Leona, sprząta, podlewa kwiaty, wielu rzeczy zakazuje, ale przede wszystkim ma czas na rozmowę z mieszkańcami i dzieli się z nimi (co ważne – nie pomija najmłodszych) trafnymi przemyśleniami.
Wcielający się w rolę dociekliwego, jak się okazuje również całkiem kompetentnego dziennikarza – Leon dowiaduje się wielu życiowych prawd, do tej pory niejasnych oczywistości skrywanych przez dorosłych, a wszystko to sprawdzając u wielu mniej lub bardziej wiarygodnych źródeł. Rozmowy z dorosłymi rodzą także nowe pytania – na szczęście, bo przenikliwość Leona, jego inwigilacyjna natura, baczna obserwacja rzeczywistości pozwoli mu dojść do zadowalających jego, ale i na pewno czytelniczą publiczność – wniosków.
Oto kilka przykładów tych nie zawsze głośno wypowiadanych, choć oczywistych prawd – do przemyślenia dla dzieci i dorosłych:
Nikt nie jest doskonały, Leonie. Ważne, żeby starać się być coraz lepszym i walczyć ze słabościami. Niekoniecznie musimy je pokonać, ale możemy się przy okazji czegoś nowego nauczyć albo przynajmniej dobrze bawić. A to o wiele ważniejsze…
…tak sobie myślę, że wszystko, co jest w naszych myślach, a przy tym jest dobre i mile, istnieje naprawdę!!!
…każdy ma prawo czasami sobie popłakać, nawet największy bohater i twardziej. (…) Jak komuś jest smutno, to nie ma co udawać, że nie jest. Jak sobie popłacze, szybciej mu przejdzie
Książka, a właściwie praca badawcza Leona nie dostarczy czytelnikom tylko jednej, jasnej i niepodważanej przez innych odpowiedzi na tytułowe pytanie. Na szczęście! Bo jak mówi Pani Terenia:
Co człowiek, to świat. Czasami lepiej trochę poczekać i samemu odpowiedzieć na swoje pytanie.
“Skąd się biorą dzieci?”
Tytuł kolejnej książki z cyklu “Leon pyta” okazuje się być frapującym dla niejednego rodzica, a zajmującym dla większości dziecka pytaniem o istotę bytu w świecie.
Wątpliwości, niewiadome rodzą się w głowie głównego bohatera chwilę po tym, jak dowiaduje się, że zostanie bratem. Niestety znalezienie odpowiedzi na kluczowe w książce pytanie okazuje się być dla Leona drogą przez mękę.
Swoje dociekania postanawia rozpocząć w domu kolegi – Franka, zagadując do jego starszych braci. Nastolatkowie wymijająco wyliczają tajemniczo brzmiące słowa: “kizi-mizi”, “ten teges”, “rozmnażanie” i “seksowanie”. Brak konkretnych tłumaczeń sprawia, że postanawia udać się do nauczyciela biologii.
Pan Rogala chętnie rozpoczyna wykład, ale za bardzo skupia się na rozmnażaniu bezpłciowym, przez co wyrywający go z przemówienia dzwonek na lekcję uniemożliwia, ku jego zadowoleniu, kontynuowanie wykładu.
Kolejnym rozmówca staje się babcia Leona. Niestety jej bajki o bocianach przynoszących dzieci i kapuście, w której znajduje się pozostałe ancymony też nie przekonują głównego bohatera.
Przypadkiem do grona rozmówców dołącza wiejski organista. Jego enigmatyczne stwierdzenia w stylu ‘dziecko jest owocem miłości’ czy ‘dzieci są darem Boga’ upewniają tylko Leona, że “dorośli nieźle kręcą z tym rozmnażaniem”.
Wreszcie pani doktor Wierzba traktując Leona jako równego dobie rozmówcę, objaśnia biologiczne różnice między dziewczynami i chłopcami, później kobietami i mężczyznami. Zwracając uwagę na zjawisko rzeczowo przez nią nazwanej dojrzałości płciowej, uprawiania miłości, ale i metaforycznie opisanego spaceru komórki jajowej, stawania się przez dorosłych jednym ciałem czy humorystycznego obrazu wysypywania się plemników do ciała kobiety oraz ich wyścigu do komórki jajowej.
W tym kluczowym dla książki rozdziale jest i naukowość, wyczucie estetyczne i wyjątkowość. Dialog pani doktor i Leona toczy się rzeczowo, bez zbędnego skrępowania, z subtelnym poczuciem humoru. Ten rozdział mógłby stać się częścią niejednego podręcznika do biologii czy wychowania do życia w rodzinie.
Szkoda tylko, że powyższa konwersacja nie toczy się między dzieckiem a rodzicami. Miłym zaskoczeniem dla mnie okazuje się być ich końcowa swobodna rozmowa dotycząca intymności i tajemnicy, jaką dla ludzi staje się miłość.
“Po co nam ta szkoła?”
Leon nie przepada za szkołą – w jej tradycyjnym wymiarze. Nie lubi rano wstawać, pod dyktando myć się i ubierać, dźwigać ciężki plecak. Zastanawia się, czy faktycznie “ten, kto wymyślił szkołę, bardzo nie lubił dzieci”. Z kolei jego kuzyn przypuszcza, że “szkoły są po to, żeby rodzice mieli co z nami zrobić w ciągu dnia”.
Dla Leona to już za dużo niedomówień. Postanawia przyjrzeć się szkole. Nadarza się ku temu świetna okazja, bo dyrekcja i nauczyciele jego szkoły ogłaszają konkurs na najlepszy projekt pt. “Szkoła marzeń”. Oczywistością okazuje się być fakt, że to właśnie Leon zostaje kierownikiem powyższego projektu. Wspólnie z klasą przyglądają się starożytnym początkom szkoły – jej pierwszym nauczycielom, sposobom wykładania materiału, stosowanym karom (!).
Ponieważ uczniowie materiał do projektu gromadzą, rozmawiając z rodzicami, całkiem przypadkiem okazuje się, że spora część dorosłych bardzo miło wspomina swoją szkołę – pojawiają się relacje psikusów, jakimi ofiarą padali nauczyciele, opisy dowcipnych scenek rodzajowych mających miejsca na lekcjach i oczywiście przerwach (wybicie szyby, bazgranie na ścianach toalet), figle z perspektywy czasu urastające do przekomicznych żartów (chowanie dziennika pod poduszkę nauczycielki), tęsknota za mundurkowym odzieniem czy szkolnymi miłościami.
Uczniowie klasy Leona rozmawiają też z dorosłymi, dla których szkoła była koszarem. Okazuje się jednak, że nie chodzi tu o przestarzały system nauczania bez indywidualizacji metod i treści, nawet nie o dyrektywnych nauczycieli, ale o uczniów – czyli tzw. relacje społeczne – gnębienie słabszych czy wyróżniających się jednostek.
Podsumowanie rozmów z dorosłymi, uczniowskich przemyśleń trafnie odzwierciedla grafika zamieszczona w jednym z końcowych rozdziałów książki. Swoją drogą, warto sprawdzić, czy czytelnicze wnioski pokrywają się z bohaterskimi konkluzjami.
Relacja z pikniku szkolnego, prezentacja poszczególnych projektów, reakcje nauczycieli i zaproszonych gości okazują się być kwintesencją autorskiego poczucia humoru. Która klasa, jaki pomysł i wykonanie nagrodzony zostanie upragnioną przez wszystkich uczniów wycieczką? Odpowiedzi szukajcie w “Po co nam ta szkoła?”.
Zdradzę tylko czytelnikom, że pojawi się taki dzień, w którym Leon zatęsknił za szkołą!
Książki “Czy wróżka zębuszka istnieje?”, “Skąd się biorą dzieci?”, i “Po co nam ta szkoła?” z cyklu “Leon pyta” nie bojącej się trudnych pytań Marty H. Milewskiej zilustrowane przez Ankę Wiklińską ukazały się nakładem Wydawnictwa Tatarak.