“Kury, czyli krótka historia o wspólnocie” francuskiego rysownika, a w tym przypadku również i pisarza, Laurenta Cardona to sporego formatu książka, w której zwięzła i oszczędna w słowach narracja, a przede wszystkim zwierzęcy bohaterowie, rysowani na pozbawionych tła ilustracjach, niosą ponadczasowe przesłanie, czyniąc z przystępnej dla najmłodszych ezopowej bajki doskonałą – również dla starszych – alegoryczną przypowieść o społeczeństwie, roli jednostki i masy oraz mechanizmach ich wzajemnych oddziaływań.
Kryminalistyczny początek i tragikomiczne rozwinięcie
Narracja prowadzona w czasie teraźniejszym i na bieżąco relacjonująca zdarzenia już od pierwszych słów wprowadza czytelnika w fabułę.
U białych kur od rana straszne poruszenie.
Marcel, biały kogut, zniknął.
Zaginięcie jednego z bohaterów wywołuje poruszenie nie tylko w grupie białych kur. Szybko okazuje się, że w rudym stadzie brakuje tłuściutkiej Gertrudy. Nerwowe przeliczenia wśród czarnej gromady uspokajają tę część kurnikowej społeczności.
Tragikomiczna atmosfera wątku kryminalistycznego wypełnia kolejne strony. Mamy więc – zniknięcie białej kury, które szybko przemianowane zostaje przez domniemanych świadków na uprowadzenie, początkowo jednego – a chwilę później już – dwóch potencjalnych porywaczy (łasica, lis), wreszcie mające się odbyć (ale nie przeprowadzone) jawne dochodzenie.
Błyskawicznie zwołana zostaje Kurza Rada złożona z kilkunastu przedstawicieli każdego koloru pod przewodnictwem czarnego i rudego koguta oraz białej kury.
Sprawa robi się poważna. Rada rozszerza swoje kompetencje i próbuje zorganizować plan obrony swojej społeczności. Wśród bieganiny, gdakania i ogólnego zamieszania padają mocne słowa o zastawianiu pułapek, zakupie broni, całonocnym trzymaniu warty, w końcu nawet o stworzeniu armii, a najlepiej trzech.
Niestety zgromadzenie zamiast działać i organizować poszukiwania rzekomo porwanych członków społeczności, przeradza się w w manifestację popularności kolejnych agitatorów oraz popis ich krasomówczych i oratorskich umiejętności. Nadęte przemowy w hołdzie zaginionym, piękne oracje, chwytliwe hasła (“Najlepszą obroną jest atak: lepiej ich zaskoczyć, niż czekać!”, “Razem oznacza bez podziałów.”) czarnego koguta, posiadającego zapędy autokratyczne, przeplatane są uprzejmymi i coraz to nowszymi pomysłami rudego koguta, a chwilę później debiutującej w roli mówcy bezpośredniej i odważnej białej kury Natalii (iście socjalistycznej przywódczyni).
Finalnie także poszczególne grupy kur, domagające się demokratycznego traktowania, wtrącają się do toczącej się dyskusji na temat … ustawienia armii szykującej się do ataku (trzy osobne armie czy jeden trójkolorowy batalion, jeśli jeden – to w jakiej konfiguracji, w rzędach, naprzemiennie….). Powstaje rwetes.
Tymczasową anarchię próbuje się zażegnać poprzez sprawiedliwe głosowanie, a chwilę później również i wnikliwe matematyczne obliczenia. Wszystko w imię dewizy (będącej jedną z kilku puent tej jakże nośnej w treść historii):
Jeśli mamy być razem, powinniśmy się mieszać, a nie dzielić!
Czy kurom uda się dojść do porozumienia? Czy kierująca się emocjami i logiką tłumu wspólnota zdominuje indywidualną, aczkolwiek zakrawającą o absolutyzm decyzji, jednostkę? I wreszcie, czy zaginionych, a wspomnianych tylko na początku historii, bohaterów uda się odnaleźć?
“Kury, czyli krótka historia o wspólnocie” Laurenta Cardona została wydana nakładem Wydawnictwa Adamada.
Z kolei o wartości ogółu, czyli różnorodnej zbiorowości, ale i wyróżniających się z tłumu i dających się zauważyć indywidualnościach – jednak bez społecznych czy politycznych skojarzeń, przeczytać można na blogu w recenzji książki „Wszyscy się liczą” Kristin Roskifte.